Po powrocie od rodzinki przez tydzień jeszcze wszyscy siedzieliśmy we Wrocku. Polatałem piździkiem i szykowaliśmy się nad morie :). 23 sierpnia odpaliłem wrotki 0 4.30 rano i w okolicach południa wylądowaliśmy w Sianożętach. Przed nami trzy tygodnie plażingu i leżingu. Parawaning tylko ze względu na wiatr, ale zwykle bez zasłonki. Osobiście uważam, że odgradzanie sobie na cały dzień hektara publicznej plaży to wiocha. Na naszym tandemiku nawet pocisnęliśmy do Kołobrzegu. Całe 20 kilometrów w te i we wte. I DAŁEM RADĘ :). Ajlawju przy okazji zaliczyła kilometry do Endomondo.
Kolejnym przystankiem było Mielno. Jak co roku trzeba zaliczyć lody na końcu dreptaka, tuż obok przemiłego morsa,
tu też usłyszałem genialnego gościa grającego na gitarze i do tego śpiewającego własną wersję jednego z moich ulubionych kawałków. Poza tym sama osoba gościa była mi bliska. Facet siedzi na wózku, i dla tego też poczułem jakąś więź. No i jeszcze partyjka mini gofa. Rodzina spuściła mi manto. Nie mam cierpliwości do takich sportów 🙂
Opuszczając Mielno spłukał nas deszcz i przyroda pożegnała nas prześliczną tęczą 🙂 Fotka wygląda jakby niebo płonęło. Super.
No ale wszystko co dobre bla, bla, bla. Ważne że było zacnie i że Ajlawju odpoczęła. Ja mam urlop cały czas. Do przyszłego roku zostanie zapas wspomnień 🙂