Dzień 1728. Już sześć dni jadę na sterydach, a poprawy coś nie widać. Wiem, że to może za wcześnie, do tego rozpiep…szcza mnie pogoda bo od prawie tygodnia gradus podchodzi od słonecznej strony pod 40-tkę. Teraz, wieczorem czuję się fatalnie. Dawno tak mnie kopyta nie bolały, a prochy połknięte. Nawet przedwczoraj jakoś się toczyłem. Kumpel doprowadził mi melexa w środku do porządku, bo dywan i tapicerka drzwi i siedzeń już trochę wołała o czyszczenie. Nawet nie wiedziałem, że siedzenia są pokryte alcantarą. Wypas 😉 Na szczęście podsufitka jest czysta i nie trzeba było interwencji fachowca. Czyszczenie profeska, ale jak patrzyłem jak Andrew walczy od 9.oo do 12.30, a na głowę leje się żar, to było mi go szkoda. Dziś był u nas Jacek, bo jutro jadą do dziadków nad morze, zamienić wnuczka na wnuczkę. Przy okazji podrzucił mi oryginalne zagłówki do Priusa, a ja przy okazji dam mu te wypaśne co teraz mam. Zresztą to on je montował swoim starszym córom. DVD młody i tak nie ogląda a dziewczyny chętnie skorzystają, choćby na trasie Wrocław – Rogów Sobócki. Tą trasę cisną dość często to na pewno z możliwości oglądania bajek będą zachwycone. Mam nadzieję, że jutrzejszy dzień przyniesie mi ulgę, a i tak muszę uderzyć do Doctore zanim pojedzie na urlop, i zaopatrzyć się w recepty i porady. Kurde jak boli. Nawet jak siedzę przy stole z ugiętymi nogami to mnie skurcze łapią.
Minęła północ. Dziś już 19 lipiec i szesnaście miesięcy… 🙁