Dzień 2092. Trzeci raz robię podejście do napisania posta. Trzeci, bo poprzednie dwa razy po prostu program skasował mi moją pracę, w momencie gdy chciałem wstawić fotki. Minęły już dwa lata i siedem miesięcy, kiedy nie ma z nami Dadiego. Ile czasu by nie minęło, pustka wciąż jest okropna.
Minęło ponad dwa tygodnie od wycieczki do doliny Baryczy, gdzie wybraliśmy się całą bandą w jakieś dwadzieścia motocykli. Moja wycieczka skończyła się trochę wcześniej, bo po paru godzinach Żuczek stanął. Padł wtryskiwacz i do domu wróciłem busem. Teraz sqt stoi u Topika w warsztacie i się naprawia. Generalnie to mi się nie spieszy, bo od niedzieli po wycieczce czuję się fatalnie. Nogi wciąż bolą jak cholera i wciąż drętwieją. Trzy dni wieży nie opuszczałem czekając na lepszą aurę, i co, padać przestało a ja dalej ledwo się toczę. Patrząc na kalendarz, to będzie właśnie jakieś sześć lat od koedy to goowno się do mnie przykleiło. Najbliższy etap, to będzie detox, żeby odzwyczaić organizm od zolpidemu. Te cukierki to była fajna rzecz, ale zaczęło się robić za często i dlatego, czeka mnie oddział psychiatryczny. Ponoć całkiem sporo gliniarzy odwiedza taki oddział w Cieplicach w sanatorium, ale z innego powodu. Ja będę w wojskowym, więc pewnie będą chłopaki z misji. Tam jest pododział leczenia stresu bojowego, więc wesoło nie będzie. Laptop, książka i telefon, bo może być ograniczenie z odwiedzinami. Pożywiom uwidzim.