Dzień 2084. Wesele było super. Dla mnie do północy i przeze mnie do północy też dla Ajlawju. Po prostu nie spakowałem wszystkich moich cukierków i zrobiło się nieprzyjemnie. Zamiast około 3 w nocy, wziąłem dopiero w południe dnia następnego. Myślałem, że nie dożyję. Ale było fajnie.
Jak ktoś czytał 50 twarzy Greya to zrozumie następną fotkę. To widok z windy w hotelu gdzie mieszkaliśmy 🙂
Po weselu prawie udanym, moment i trzeba było się pakować na urlop. Sianożęty jak trzy lata wcześniej, ale nam tu pasuje. Tato przyjechał z nami i pomógł w rozpakowaniu, na miejscu był też szwagier, i też dołożył się do rozkładania. I tak w dwa dni, rancho było na miejscu 🙂
Początek taki sobie i wieczorki trochę chłodne i wietrzne
Ale z dnia na dzień coraz cieplej, aż do przesady 3-8.07 koszmarny upał. W całej Europie. Ale damy radę. Nogi drętwieją aż miło, Ajlawju cierpi z powodu alergii, a stoimy w brzozowym lasku, na co nie jest obojętna :/ Ale plaża przyjemna, choć woda zimna jak pierun 16 stopni.
Jeszcze tylko chciałem „podziękować” panom, którzy pod naszą nieobecność okradli nam mieszkanie. Żeby wam w gardle stanęło. Kiedyś was życie nauczy, że cudzego się nie rusza.