Dzień 1344. To już drugi dzień, jak Miluś z dziadkami rezyduje w Sianożentach. Ajlawju pojechała w sobotę razem n nimi, bo co osiem dłoni to nie sześć, a rozkładanie mieszkania na prawie dwa miechy to nie w kij pierdział, a przystawka jest naprawdę duża.
Kochanie wróciło do mnie w poniedziałek nad ranem, i właściwie cały dzień odsypiało ten szybki wyjazd. Milusia nie ma dopiero kilkadziesiąt godzin, a ja już tęsknię. W domu jakoś pusto i tylko Skype pozostaje, no i telefon. Przed wyjazdem nad morze, jeszcze trzeba się będzie do Łodzi pofatygować na kontrolne spuszczenie kaszanki i można jechać na plażę poleżeć pod parasolem, bo nie mogę się przegrzewać.