Dzień 1292. Wczoraj odbyliśmy z Ajlawju romantyczną wycieczkę do Miasta Łodzi. Cel wizyty był prozaiczny – musiałem przyjąć kolejną, fałszywą szczepionkę. Na fiolce w opakowaniu napisane było, OCRELIZUMAB or PLACEBO. To słowo OR jest tu najważniejsze, bo domyślam się i to nie od wczoraj, że nie dostaję leku tylko właśnie PLACEBO. Podpisałem umowę i wiedziałem, że tak się prawdopodobnie stanie. Zawsze mogę się wycofać. Zrobię to jak tylko dostanę refundację na GYLENIĘ. Jak mam się truć, to chociaż, niech wiem czym. Cała wyprawa zajęła nam 12 i pół godziny. Ja cisnąłem do Łodzi a Ajlawju do Wrocka. Miałem łatwiej. Mniejszy ruch i śpiąca całą drogę królewna. W tę stronę to już było popołudnie i TIR gonił za tirem. Odcinek Pabianice Syców, to nadal kicha, asfalt jest zniszczony jak po wojnie domowej. Miejscami koleiny sięgają 15-tu centymetrów. W Afganistanie są lepsze drogi. Tam nie ma kolein, tylko dziury po minach. Dziurę ominiesz, a koleiny ciągną się kilometrami.
Dziś 9 maja, pierdykło gradem i deszczem. W drodze z parkingu zdążyłem prawie utonąć. Z nieba leciał wodospad. Po raz kolejny dowiedziałem się, po co mam pionowy rowek w tyłku. Chłodno ma być jeszcze przez kolejne parę dni.