Dzień 956. Od wczoraj czuję się gorzej, ale dzisiejszy morning mnie przeraził. Ciężko mi było się do kibla doczłapać. Od żeber w dół, narastający ból i zdrętwienie. Jeszcze miałem nadzieję, że do kościoła na 13tą się zbiorę, ale niestety. Tak jak wczoraj i jeszcze przedwczoraj, z grafika spotkań wypadły mi ślub przyjaciół i afterparty. Za parę tygodni ten sam los czeka ślub w rodzinie. Tam też, musieliśmy odwołać naszą obecność. Nie bez bólu. Zawsze, bardzo oboje jubiliśmy tańczyć. Ale są ważniejsze rzeczy w życiu. Choćby co jeść i gdzie spać. A w moim życiu- rodzina. To są najważniejsze osoby. I duszę bym za nich oddał.
Może jutro rano trochę mi odpuści, bo mam full roboty w firmie, i nikt tego za mnie nie zrobi, bo Kuba ma trzy razy więcej. Sprawni mają ciężej 🙂 sorki Kubuś. Pomimo że prawie nie chodzę, to postaram się nie zawieść.