Dzień 916. Wciąż ciężko mi coś składnie nadrapać w Pamiętniczku. Musi upłynąć czas. Czas ukoi ból. Ale pożegnanie miał Skrudżu pikne. Pierwsza klasa. Stada moturów sunące majestatycznie i jakby w zadumie przez Wrocko. I to Serce w ostatniej drodze.
Ech, i co z tego. Teraz liczy się tylko Pamięć. Nieprzemijająca Pamięć, którą trzeba pielęgnować jak kwiat.
Tej cholernej, pechowej soboty, byliśmy z Piniem i dzieckami -Olcią i Milusiem na pikniku w klasztorze w Jaszkotlu. Szczytny cel. Zbieranie kaski na leczenie chorego na białaczkę chłopca. Trochę mały rozmach, ale może za krótko byliśmy i wszystkiego nie widzieliśmy. Ponoć na wieczór, zakonnice tańczyły do ciężkiego rocka. Nas tylko indianie napadli, i jeszcze do wigwamów na koniec kazali się zawieźć.
Mocarny Niedźwiedź Miluś