Dzień 894. Wstałem rano, przeciągnąłem się i stwierdziłem, że jestem głodny jak wilk. Polazłem do kuchni i zjadłem porządne śniadanie. Wiedząc, że po takim żarciu smalec odkłada się błyskawicznie, więc bez zbędnego cackania, zatankowałem bidon wodą, ubrałem dres i poleciałem nad Odrę trzasnąć codzienne pięć kilometrów biegu. Zajęło mi to jakieś czterdzieści minut. Zmęczyłem się… Nogi bolą jeszcze bardziej niż wczoraj. Prawie nie chodzę. To chyba rzut. Trzeba zadzwonić do mojego Doctore. Może coś poradzi?
Przepraszam za żart. To na Prima Aprilis dla moich czytelników. A co, pomarzyć każdemu wolno.
Dziś skontaktował się ze mną mój koluniu i dawny sąsiad -Wróbelek. Jakoś, gdzieś na drodze życia urwał się nam kontakt. Myślę, że go odzyskamy. Wiem też, że czyta Pamiętniczek. Pozdrawian Cię T i twoją rodzinkę 🙂