Dzień 878. Dziś jest normalnie lato. Trudno uwierzyć, że paręnaście dni temu był mróz. Mimo, że nogi bolą i drętwieją, postanowiłem podreptać do garażu i coś podłubać przy Burgmanie. Od października stoi pod plandeką, więc trza go odpalić, oliwkę uzupełnić, powietrze w oponkach sprawdzić, obetrzeć z kurzu no i zatankować. Pojechałem na najbliższą stację, tuż obok garażu i tak mi 20 kilometrów zeszło 🙂 nawet nie wiem kiedy?
W poniedziałek z ranka muszę pojechać do Łodzi. Dzwoniła moja doktorka, że co trzy miechy muszę badania jakieś robić. Nie chce mi się okrutnie. Ale jadę z Ajlawju i tym razem z moim Dadim. Będzie debiut na automacie. W niedzielę poćwiczymy gdzieś chwilkę, żeby się Tato otrzaskał. Da sobie radę.
Jutro z Piniem, może trochę polatamy po okolicy. Ma być wciąż piknie. Trzeba to wykorzystać i jakieś fotki trzasnąć.