Dzień 840. Dalej mrozik Europę mrozi. Dobrze, że tu u nas wicher tak nie duje, bo wtedy odczuwalna by nas powaliła. Meteomagowie snują różniste bajki na temat najbliszych dni, ale co do jednego są nawet zgodni. Nadal będzie piździć, a na koniec jeszcze śniegiem dowali. To tyle o pogodzie.
Nadal mnie trzyma. Tak do 15-tej jakoś funkcjonuję, ale póżniej pół Stillnoxu muszę łyknąć, żeby trochę mi nogi odprężył. Druga połówka na noc do spania. Czasem nogi tak mnie bolą, że się skupić nie mogę. To bardzo wkurzające.
Na weckend byli u nas kuzyn mojego Ajlawju z małżonką i dzieciami. Ich synuś to młodsza (i mniejsza) kopia naszego Milusia. Sptężyna w tyłku. Dosłownie. Rządził do późnej nocy – a ma ledwie skończone trzy lata, i do tego z główki o mało co komody z BRW nie roztrzaskał. Rano nawet siniaczka na czole nie było. Twardziel. Najlepiej zrobił w niedzielę po obiadku, bawił się resorakami na dywanie i podśpiewywał. Aż nagle umilkł. Patrzymy na niego, a on śpi. Co za gość 🙂