Dziś już niedziela, ale w piątek byłem w Łodzi na badaniach do programu lekowego. Wyjechaliśmy z Wrocławia o 4.30, żeby bez perturbacji przed 9.00 dotrzeć do Łodzi. Pojechaliśmy we trójkę. Ja, moje Ajlawju i szwagierek Piniu. Osobiście furmaniłem aż do Sieradza. Dalej Priuska pogonił Piniu. Ajlawju nie lubi drajwić poza miastem. Dojechaliśmy na czas. Na miejscu pobrano kaszankę(chyba ze dwie sety), EKG, RMI( ponad godzina w maszynie) i neurolog. Za dwa-trzy tygodnie wynik- raczej ok i pierwsza wlewka. Dwa tygodnie później kolejna wlewka i trzy miesiące luz. Po trzech miesiącach kolejna seria. Wlewka-dwa tygodnie-wlewka-trzy miesiące. I tak przez cztery i pół roku. Zawsze to jakaś szansa. W domu byliśmy koło 19-tej.
W sobotę Andrzejki w naszym apartamencie. Razem z dzieckami 18-tu obywateli. Polała się cytrynówka, aroniówka, ja łykałem ambitne piwko „Lech Free” :-(. Z ciasteczek wyciągaliśmy wróżby, do kotleta przygrywały najlepsze kapele w formacie MP3 ,a czas umilał wystep trójki wspaniałych tancerzy. Było priekrasno. Spać poszedłem o 3.00.