Od 24 sierpnia niebo i ziemia płonie. W słońcu 36-37 stopni Celsjusza w cieniu 30-35. Ja wariuję. Nogi nie chcą iść. Drętwieją okrutnie-wręcz bolą. Najgorzej jest teraz, w piątkowy wieczór. Jutro mają przejść burze i zakończyć ten „pożar”. Doczekać się nie mogę.
Już jest jutro. Sobota 27 sierpień. Od rana czuję się gorzej. Ledwo chodzę i pocę się jak świnia. Na wieczór mamy iść na imprezę, ale nie wiem czy dam radę. Do tego jeszcze mam jechać furą.
Około 17 nadeszły chmury i temperatura spadła 0 15 stopni a ciśnienie poleciało w górę. Poczułem się lepiej. Na tyle lepiej, że mogliśmy pójść na spotkanie (wróciliśmy o 3 rano). Ileż godzin można oglądać pijaków :). Impreza była super (zdjęć lepiej nie publikować).